#PrzewodzikFilmowy (minirecenzja) „Moja zbrodnia”, reż. François Ozon (2023). Ostatni weekend karnawału, to pora wrócić do #RozrywkowaSobota, której dawno nie było. A na początku muszę zaznaczyć, że ja całkiem lubię farsę jako gatunek, ale "dobra farsa musi być naprawdę dobra" ja powiedział nienazwany klasyk. Trzeba ,aby tu wszystko pięknie i harmonijnie zagrało – błyskotliwość tekstu, wyraziste postaci, dobre tempo, nawet błaha, ale w miara logiczna intryga, no i oczywiście dowcip i pyszne anegdoty. Czy w najnowszym filmie autora „8 kobiet” dostaliśmy to? Zanim odpowiem na to pytanie zatrzymajmy się na chwile na fabule. Otóż jesteśmy w Paryżu w latach 30., gdzie żyje sobie młoda aktorka, która niestety nie dostaje ról i prawie przymiera głodem. Pewnego dnia dostaje propozycję spotkania z pewnym sławnym producentem filmowym. Spotkanie się odbywa, aktorka wraca do swojego marnego mieszkanka, ale kilka dni później wybucha „bomba” – młoda kobieta zostaje oskarżona o zabicie magnata kinematografii, a motywem miała być próba jej wykorzystania pod pozorem oferty pracy. Madeleine (w tej roli wschodząca gwiazda francuskiego kina Nadia Tereszkiewicz) jest wydaje się w tragicznym położeniu, ale w sukurs przychodzi jej przyjaciółka, równie młoda i równie bezrobotna prawniczka Pauline. Dzięki zmyślności, a nawet przebiegłości jej linii obrony, proces aktorki przybiera nieoczekiwany kierunek i cała sprawa okazuje się wielkim triumfem rzekomej morderczyni – staje się ona symbolem walki z opresją kobiet! Mało tego jej nagła popularność jest przepustką do prawdziwej kariery aktorskiej i sławy. Mamy tu oczywiste nawiązania do ruchu „me too”, ale paradoksalna przewrotność tego filmu sprawia, że nie do końca wiemy po której stronie staje reżyser. Ten paradoks jest chyba zresztą raczej niezamierzony, a polega moim zdaniem bardziej na pewnym chaosie narracyjnym, który wkrada się w pewnym momencie. I choć być może są tam ukryte poważniejsze intencje, a na pewno jest skupienie na postaciach kobiecych (co akurat u Ozona jest cechą stałą), to film jest według mnie po prostu wyjątkowo lekką, a nawet leciutką komedyjką i cieszy się przede wszystkim samym sobą oraz całym ty swoim przedwojennym, kostiumowy i scenograficznym anturażem, na tle którego mogą błyszczeć aktorzy. Bo i kilka perełek aktorskich tu jest, żeby wymienić choćby, znaną z nieco z innego repertuaru, Isabelle Huppert grającą była gwiazdę kina niemego, będącego w swoim żywiole Danny’eg Boona z filuternym wąsikiem czy jak zwykle niezwykle solidnego bez względu na charakter postaci Fabrice’a Luchiniego. Młodzi aktorzy, w tym także wspomniana Tereszkiewicz także wypadają całkiem dobrze. Film ogląda się dość przyjemnie i kilka cech dobrej farsy, o których wspomniałem na początku można tu dostrzec (przede wszystkim niezły rytm i tempo opowieści, kilka lepszych żartów i dość ciekawe postaci), ale finalnie nie daje jednak tyle ile zapowiadał na początku. Problemem jest chyba nieco „przekręcona” i wątła w, szczególnie w trzecim akcie, historia oraz dość wątpliwe odwrócenie roli dobrej i złej postaci - tu więcej zdradzić nie mogę, bo kilka plot twistów zostałoby przez mnie pogrzebanych. I choć to cały czas daleko do tak klasycznych fars jak na przykład „Bądźmy poważni na serio” czy „Mąż idealny” Wilde’a, to wciąż jesteśmy na całkiem przyzwoitym poziomie i „Moja zbrodnię” na pewno można zobaczyć. Ocena: 6,5/10
@marcin_par Przy takich pytaniach zawsze sugeruje sprawdzać na upflix.pl lub na filmwebie. Ja to widziałem jeszcze w kinie, bo to zaległa recenzja.
@Przewodzik Marksistowskie "Bóg zapłać" 🙂 Nie wiedziałem dotąd o istnieniu upflixa 🙂